Epifaniczny tom 3 – rozdział 1 – str. 66
Eliasz – typ i antytyp
Prorok stał na Chorebu skale;
Pan przechodził – gdy on stał.
Wiatr silny mknął zuchwale,
Gwałtownie, mocno przed nim wiał.
Góry zadrżały od jego siły,
Skały się rozstąpiły;
Lecz nie był w wietrze owym Pan.
Umilkł wiatr, ustąpił obłokom,
Te słońce zasłoniły,
A w górach głośno i głęboko
Gromy ziemią poruszyły.
Orzeł wzbił się nad urwiska,
Wilk wyjąc wybiegł z legowiska,
Lecz Boga w trzęsieniu tym nie było.
I znów naturę cisza objęła,
Dając chwilę ukojenia.
Wtem powódź ognia napłynęła,
Pożarta ogniem była ziemia.
W okrutnym ognia oceanie
Słońce pobladło niesłychanie.
Boga nie było w tych płomieniach.
Za ogniem głos był cichy, wolny,
Słodko wpadał do ucha.;
Wyraźny, jasny i dostojny.
W niebie, na ziemi każdy go słuchał.
O pokoju, miłości to słowa,
Jak głos aniołów ta mowa.
To sam Bóg był tutaj.
Głos Ojca nam tu zagościł,
Świat cały zapraszając do radości.