Epifaniczny tom 11 – rozdział 4 – str. 310
Wyzwolenie pozostałych Izraelitów
Plaża Morza Czerwonego pod ciężarem
Kopyt i kół jęczała żałośnie,
Jak gdyby jakiś niewidzialny duch opłakiwał los
Wiszący nad potęgą Egiptu. Ciągle szli, posuwali się
Między ścianami wody, która podniesiona
Jaśniała szmaragdowym blaskiem, wydawać się mogło,
Że to błękitny przestwór nieba. Dalej, wciąż dalej
Z uporem i zaciętością pędzili prześladowcy,
Nie bacząc, że zagniewane oko Boga
Z dezaprobatą spogląda na nich z obłoku dymu,
Idącego przed nimi. A kiedy ostatni syn Izraela
Dotknął wschodniego brzegu suchą stopą,
Mojżesz, na rozkaz Boży, ponownie wyciągnął
Swoją rękę nad morze. Płacz, Egipcie, płacz!
To nie tamtej nocy rozległ się najbardziej przerażający krzyk,
Gdy wszyscy pierworodni twojej ziemi zostali zabici,
Od wyniosłego faraona na królewskim tronie
Po więźnia w ponurym lochu,
Wszyscy mieliście taki sam powód do żalu. Jehowa zmarszczył
Brwi, a natura cofnęła się przed Nim. I wtedy właśnie
Rozległ się przerażający krzyk strachu, gdy pędząca powódź
Podniosła z tyłu swój straszny grzbiet i pochłonęła zastępy
Egipskiej dumy. Niepohamowane fala za falą
Wzbierały niczym gniew Boży,
Zatapiając bulgocące szyki odzianych w zbroje ludzi,
Stłumione rżenie przerażonych rumaków
I głośny krzyk śmiertelnej udręki.
Wszystko to łączyło się w pieśń żałobną tej upartej armii,
Której pycha ośmieliła się przeciwstawić potędze Pana Izraela.