Epifaniczny tom 2 – rozdział 5 – str. 309
Chaos
jak również z pierścieni wodnych. W miarę stopniowego stygnięcia ziemi, stopniowo opadały one na jej powierzchnię. Niewątpliwie wielokrotnie spadały w postaci deszczu na jeszcze gorącą ziemię i wielokrotnie były wydzielane z powrotem jako para, aż w końcu z czasem ziemia ostygła na tyle, by zatrzymać wciąż gorącą wodę jako okrycie swej powierzchni. W ten sposób utworzyły się opary, gdy wodór i tlen – odrzucone od rozgrzanej masy razem z innymi gazami, kwasami itp. – spotkały się ponad Ziemią i połączyły. Takie opary skondensowały się, jak stwierdziliśmy to powyżej, i jak wskazuje nasz tekst, stały się źródłem wód okrywających Ziemię. Nie powinniśmy rozumieć, że cała para, opary itp. otaczające Ziemię spadły na nią przed pierwszym dniem twórczym; stało się tak tylko z niższymi ich częściami. To, że spadły tylko one potwierdzone jest faktem, że symboliczne obłoki i pieluchy (Ijob 38:9) były tak gęste, że nie pozwalały światłu Słońca, Księżyca ani gwiazd na wyraźne dotarcie do Ziemi przed czwartym dniem twórczym. A zatem powierzchnia naszej Ziemi w czasie między pierwszym a trzecim dniem twórczym była ogromnym morzem, „przepaścią”, tehom, bezbrzeżnym oceanem. Przez długi czas z powodu temperatury Ziemi woda ta gotowała się i oczywiście stale wytwarzała parę, która po ostygnięciu powracała jako deszcz do przepaści. Proces ten trwał bardzo długo, ale nie wiemy jak długo. Między nią a roztopioną masą znajdowała się symboliczna pianka granitu, gnejsu, bazaltu i innych skał krystalicznych. Zauważyliśmy już, że zanim wysoka temperatura roztopionej masy przenikająca jej symboliczną pianę pozwoliła jakimkolwiek oparom ponad nią opaść i pozostać na Ziemi, jej piana już powstała. Tak więc wody leżały na tej pianie. Zauważyliśmy także, że zanim jakakolwiek ilość pary mogła się skondensować, nad powierzchnią Ziemi panowała ciemność, ponieważ piana zamykała światło roztopionej masy, a żadne światło nie