Epifaniczny tom 2 – rozdział 4 – str. 284

Proces twórczy

ogromną mocą 2,5-metrowego teleskopu zwierciadłowego na Mt. Wilson, który nie jest dostatecznie silny, by ukazać nawet planety innych układów słonecznych naszego wszechświata. Być może dokona tego teleskop o wielkości obiektywu 5 metrów, jaki jest obecnie budowany, lecz bardzo wątpimy, by nawet on ukazał planety słońc w nowo powstających wszechświatach.

      Należy zauważyć, że te nowo powstające słońca nie pojawiają się w górnych, lecz dolnych krańcach tych ogromnych spiral, i to nie w ich centrum, lecz na ich krawędziach. Proszę zobaczyć fotografię tych dolnych spiralnych końców w 14 wydaniu Encyklopedii Britannica, tom 6, str. 488, 492. Widać, że spirale te znajdują się w ruchu, krążąc po ogromnych przestrzeniach kosmicznych. Z faktu, że w górnych końcach tych spiral ani w całej ich długości nie widać żadnych słońc, dopóki nie dojdziemy do samego ich dołu, słusznie należy wnioskować, że mgławica w ich górnych końcach jest o wiele rzadsza, a więc o wiele bardziej rozciągnięta niż na ich dole. Jednak według fotografii wyżej wspomniany ruch obrotowy występuje na całej długości tych spiral. Fakty te prowadzą do logicznego wniosku, że proces kondensacji stopniowo narasta tym bardziej, im bardziej w dół przechodzi dana mgławica. Oczywiście ta ciągle kondensująca się materia ma tendencję do zapadania się w te spirale. Ponieważ jednak spirale te są materią, same dla siebie stanowią środek odpychający. Tak więc w miarę jak części tej zagęszczającej się materii stale obracają się i krążą, w wyniku czego spada ich prędkość opadania, stale wchodzą one w kontakt z innymi częściami obracającej się i krążącej materii danej spirali, co oznacza, że przez przyciąganie i grawitację te nawiązujące kontakt materiały łączą się, stale tworząc większe ciała, aż w końcu gdy dotrą do dna danej spirali, rozrastają się w słońca, planety i księżyce, które dzięki siłom grawitacji i przyciągania tworzą

poprzednia stronanastępna strona